Преводи на полски
Преводи на Dorota Trela
Poranek | Утро
Tak bardzo długie milczenie.
Rodzi się jakby planeta.
Powracam jakby z nicości,
Aby pozostać już w dłoniach Twych.
Tak bardzo króciutka podróż,
A stopy moje są w ranach.
Pewne poranki przynosi
Horyzont Twego ramienia.
Jutro nadejdzie zbawienie
W nasze boleści ściśnięte.
I między nimi odnajdę,
Coś, czego warto jest pragnąć.
Chcę, byśmy stali się sobą –
Zasady są bardzo proste.
Ja będę twoim pragnieniem,
Ty staniesz się dla mnie wodą.
Chcę, byśmy wreszcie dośnili
То nasze letnie marzenie,
Tę starą mrzonkę o lipach,
O kocich łbach, o czereśniach.
Czekają na mnie twe stoki,
Ruszam powoli po zboczu,
А w zmierzchu świeci twarz twoja
Niczym ikona przy drodze.
***
Za sto lat | След сто години
Za sto lat ta ulica będzie taka sama –
donice, chodnik, i siedem starych kasztanów.
Dzwonienie tramwajów będzie budzić rankiem domy
i ptaki wśród gałęzi będą śpiewać swe piosenki.
Szczęśliwa kobieta zjawi się na tarasie
po niej podwórko będzie pachnieć kawą i wyprasowanym.
Jakieś dziecko będzie mrużyło oczy od słońca
i będzie się dziwiło, z czego jest zrobione.
Ktoś pośpieszy do domu, aby pisać wiersze.
Niebo coraz obojętniej będzie wyglądało,
lecz za pomocą cienkich nitek niewidzialnie
Będą trzymać świat broniące pokoju siły Nadziei.
Tak jak zrzucony z drzewa pusty żołądź
Potoczy się czyjeś próżne życie w stronę zimy.
Zamyślony starzec po raz ostatni nakarmi gołębia.
Czasy będą ostateczne – tak jak zawsze.
I tyle miłosierdzia będzie delikatnie zalewać powietrze
że wiatr będzie je garściami rozsypywał. I zobaczysz!
Za sto lat wszystko będzie takie samo.
A ja będę kimś, kto tu był –
i odszedł…
***
Modlitwa | Молитва
Nie chcę przenosić gór,
Lecz Panie, modlę się do Ciebie o wiarę,
Tą, która cicho we mnie cicho siąpić ma.
By napajała umysł, serce, wolę.
Bo słaba jest ta ręka moja, która
Przed Twym obrazem wieczorem mnie żegna.
Bo małym ludziom, tak jak mnie, wystarczy
Żeby spokojnie golić się przed lustrem.
Niech będzie delikatny płomień Twój. Powoli
Niech życie me do białości oczyszcza.
Niech wejdzie słońce do Twego pokoju,
Byś tak jak książkę, Ty mnie przekartkował.
I daj mi, Boże, bym zawsze pamiętał
To samotności oszustwo stare
Bym wiedział, że gdy lampę zgaszę,
W ciemności z Tobą pozostanę razem.
I dziwnie mi jest… I myślę o końcu
Czy również w piekle pocieszy mnie myśl ta,
Że już słyszałem niegdyś dzwony raju?
Że Pan Bóg kiedyś bardzo mnie miłował?
Nadejdzie dzień i godzina, i ogień Twój
Cienkie drewienko pośrodku rozerwie.
Ja się potoczę wtedy, jak węgielek
I delikatnie oparzę Twe palce.
***
Przedwierze | Преддверие
Та góra jest niebieska, tak jak dziecięca kredka.
Gdziekolwiek byś nie spojrzał – bezwietrznie jest i cicho.
Tylko jasne przeczucia, tylko małe cudaczności,
Przemówisz, lub zamilczysz – wszystko będzie wierszem.
Ale teraz idę ku wysokiemu podnóżu,
bo szczyt jest wciąż daleko, drogi muszę się uczyć.
Dziś zatrzymam się zmęczony, tam, gdzie z zachwytem,
spotykają wieczorem swoich właścicieli bezpańskie psy.
Tu jest gęsto zaludnione, ale ludzie znają swe miejsce,
Oni siedzą w milczeniu, tak jak wiosenne kiełki.
Są miliony pokoi w tym małym prawym domku,
Są miliony pokoi i mimo to nie wygląda na przepełniony.
Cicho huśtają się goście w swoich plecionych krzesłach,
oczekują ciepłego zachodu, wpatrują się w nieskończoność.
Wysilają swą pamięć – każdy ból stał się tu jałowy,
Z wahaniem kruszą sprzeciw swego umysłu.
A tutejszy gospodarz ma dłonie w starych bliznach,
On śmieje się głęboko i prosto w oczy nam patrzy.
I domyślam się wesoło – On nas zna już od dawna:
przed każdego poczęciem i nim się jeszcze urodził.
W aromatycznej ziemi nie ma kości, ni chaszczy.
Tam, pod tą starą gruszą
zamordowany spokojnie rozprawia z katami.
Nie ma nic do zrobienia, nie ma nic do stracenia,
i siekiera spokojnie rdzewieje wśród trawy.
Ponad wysokim wzgórzem przebiło się trochę słońca,
tak grzecznie i wiernie patrzy na nas i nie mruga.
I dotykamy łatwo pejzażu, i zapominamy o czasie,
o starym czasie, gdy wciąż czegoś brakowało…
Pragnę nowych nóg, by brodzić w rozpłakanych fontannach,
wyruszyć w stronę poranka, do końca wymazać pamięć,
przysiąść obok czystego źródła pośród pożaru lata,
chcę srebrnego naczynia, abym mógł pić na wieki!
***
Jeśli uwierzysz | Ако повярваш
Jeśli uwierzysz we Mnie nocy tej,
To noc zaskomli na zewnątrz, przed progiem.
Bo każda ciemność przede Mną umyka
I każdy płacz przycicha utulony.
Теj nowej wiary gorzki piołun, ty
z Mego kielicha powoli odpijesz
I wszystkie lęki twe do białości umyję
Nastanie wieczór i poranek – jeden dzień.
Pić będziesz do sytości w onym dniu
Ze źródła Prawdy, źródła Wody Żywej
I ciche światło będzie się rozlewać
Jeśli uwierzysz we Mnie nocy tej…
Ja ci zapomnę twe sprzeniewierzenia,
Podam Ci rękę swą i cię podniosę,
I twoje rany Moimi uczynię
Bo był zgubiony ten Mój syn i się odnalazł.
Lecz ty nie padaj jeszcze na kolana!
Nie wierzy długo ten, kto wierzy szybko.
Bo ludzie lubią siebie okłamywać
Lecz kłamstwo, nie ma, nie ma portu we Mnie.
Jeśli uwierzysz we Mnie nocy tej,
To życie twe na dwoje się rozdzieli.
Tak jak bezdomny ty będziesz się błąkać
Do cudownej ojczyzny dążąc wciąż.
I nieraz na ciernistej drodze swej
Zapłaczesz sam ponad jałową niwą,
Ponieważ wiarę łzami się podlewa
I gorzki będzie trudny owoc jej.
Wyć będzie piekło w ciebie wkorzenione,
I do swej śmierci pragnąć będziesz Raju,
I tylko śmierci nie obiecam ci
Jeśli uwierzysz we Mnie nocy tej…
Превод на Maciek Froński
Przed latem | Пред лято
Z wypalonego słońcem kręgu lata
Znikają kolor, smak i tembr kobiecy,
Od września, jakby za zdmuchnięciem świecy,
Kłamstwo się z kłamstwem już nie będzie splatać.
Dwa stare płaszcze jak w teatrze widz
Biją nam brawo wisząc w szafie z boku,
Jak puste łono się otwiera pokój,
Nic doń nie weszło i nie wyjdzie nic.
Boli nas radość, śmiech w nas budzi strach
W oczekiwaniu końca, ale raczej
Nawet i taki koniec nie wypłacze
Początku, co się nie pojawiał w snach.
Gdzie będzie kres i co się wyrwać da
Z pamięci objęć, z pocałunków głębi,
Gdy jutro próbie nie poddane szczęście
Wymaże naszych słów ostatnich gra?
W surowym kręgu lata naszą niemoc
Zobaczyć będzie można jak na dłoni,
Wrzesień się będzie patrzył przygnębiony,
Jak bezpamiętnie się okłamujemy.
последни коментари